Po co świntuszyć słowami? Czy inaczej: po co pieprznie myśleć i pisać? Bo może świat jest już dość obsceniczny, a my próbujemy się przed tym wszystkim obronić. Pozostać normalne. Rozumiejąc kobiecość wciąż jako malowanie ust szminką, a nie machanie gołymi cyckami. Wszędzie ten seks. W katalogach i na plakatach. W podstawówkach i gimnazjum. Na Pudelku i Gazecie.pl. Tylko nie w łóżku par, żyjących po wiele lat razem. Taki jakiś paradoks. Ale czy warto jeszcze w tym wszystkim dodawać swoje trzy grosze? Opis orgazmu, ekstazy, namalowaną słowami erekcję? Czy warto? I po co to robić?
Po co pisać w ogóle?
Po pierwsze i ważniejsze – po co piszemy w ogóle? Na pewno wiem, po co ja to robię. By poczuć wolność. Zrobić sztukę, choćby miała nie różnić się od grafomaństwa. Pocałować te wszystkie historie, które domagają się opowiedzenia. By odpocząć i zmęczyć się zarazem. Wierzę w terapeutyczną moc pisania, która wzmaga porządek myślenia. Może to mało stosowna wycieczka, ale Hannah Arendt w jednym wywiadów mówiła, że gdyby miała pamięć doskonałą, która pozwoliłaby jej zatrzymać dosłownie każdą myśl, to z lenistwa nie pisałaby wcale. Nikt z nas jednak nie ma takiej pamięci, bo to, co pomyślane, ma zwyczaj przelatywać z impetem przez głowę i znikać. Stąd pisanie porządkuje tak bardzo. Myślenie oraz życie. Ponownie wpadając na filozofa, choć tym razem wycieczka jeszcze mniej stosowna, bo on również księdzem, przytoczę słowa Michała Hellera. Mówił i pewnie wciąż mawia, że życie jest jak myślenie. Jeśli zdarzają się nam okresy poplątanego myślenia, to takie będzie i życie. Zapadło mi w pamięć. W tym kontekście pisanie będzie również o życiu. Które, gdy cel ma przed sobą jasny, tak i samo słodko płynie.
Pisanie kreuje
Pisanie porządkuje. Pisanie zatrzymuje. Momenty, ulotne chwile, zapatrznia, uniesienia. Pozwala im wybrzmieć słowami, przedłużając ich żywot. Można dzięki niemu zatrzymać jeszcze więcej dobrego. Przyciągając zapewne kolejne. Pisanie kreuje. Zaklinając rzeczywistość na lepszą. To pewnie jakieś chemiczne otwieranie mózgu i przecieranie w nim szlaków neuronalnych potencjalnym zdarzeniom. Gdy piszę, muszę coś zobaczyć, przyglądnąć się temu dokładnie. A gdy już to sobie wyobraziłam i pokochałam, łatwiej mi o to zawalczyć. Już w rzeczywistości. Będąc gotową na potencjalne okazje. To coś, jak afirmacja z pełnym jej opisem. Naszkicowanym, przemodelowanym, przepisanym, skreślonym, napisanym od nowa – tak, by ostatecznie był w swojej najlepszej wersji.
Po co nam pisana erotyka?
Erotyka jest jak każde inne pisanie. W sensie na pewno nie gorsza. Susan Sonntag w jednym ze swoich esejów broniła wartości literatury pornograficznej jako typu literatury w ogóle. A że czasem chcę być jak ona, nawet z włosami mytymi raz na tydzień (z zapisków w dzienniku), tak będę bronić słów, co choć pieprzne i o pieprzeniu, wciąż mogą być z pewną sprawnością spisane. I mogą zachwycać. Jak opis wodospadu dech będzie zapierał, tak opis seksu aż po wilgoć podniecał. Ważne, by działał na czytelnika, zabierając go w podróż. Nawet ku ekstazie.
Lubię pisać erotykę
To moje już teraz nie takie wstydliwe wyznanie. Uwielbiam pisać erotyczne historie, opisywać właśnie te najpikantniejsze ze scen. To w nich gimanstykuję język najbardziej, balansując pomiędzy wulgarnością a śmiesznością.
Po co pisać pieprznie? – rozmowa Santi z Krystyną Bezubik
Super! Świetnie, że o tym piszesz i uczysz, jak o seksie pisać dobrze. Ja próbuję, ale to dla mnie mega trudna sprawa. Mam wrażenie, że sceny erotyczne to najtrudniejsze do opisania na kartach powieści/opowiadania. Do opowiedzenia w życiu również. Brakuje słów. Ale może dlatego, że to tak bardzo język (dosłownie i w przenośni 😉 ) emocji, niedopowiedzeń i tego, co między słowami właśnie.
To tylko mogę do siebie częściej zapraszać. Po przewodnik lub na kurs. Bo faktycznie warto zbadać, co trudności sprawia i dlaczego. A później się znimi rozprawić – w imię większej przyjemności 😉
dziękuję, dziękuję, dziękuję.
Santi, wywołujesz we mnie stany, emocje, myśli, karmię się Twoimi działaniami jak chlebem.
a słuchać Ciebie i patrzeć, łagodność i pewność siebie, to dla mnie uczta i często moment, w którym mój dzień, mój czas, trochę się wywraca.
brzmię może jak wariatka (cholera, może nie tylko brzmię?), nic to jednak, bo taki ślad chcę dla Ciebie zostawić.
życzę spełnienia na ukochanych płaszczyznach 🙂
To tak miły i zachwycający komentarz, że wzrusza… Dziękuję.
Brzmi kusząco 🙂
🙂